Jestem właśnie po ostatnim odcinku najdłuższego maratonu serialowego, jakiemu kiedykolwiek się poddałam. Mój umysł przypomina wypuszczoną z kranu wodę, która płynie bez oporów, uchodzi ze mnie, wypłukuje mnie, ale czy oczyszcza? Mniejsza o tematykę i tytuł, treść tego projektu nie ma nic wspólnego z tą stroną, jednak postanowiłam przytoczyć słowa jednego z bohaterów, które wypowiada na samym końcu serii, na pytanie, gdzie teraz się uda. "Pójdę na północ, jest tam zimno, nie ma tam ludzi", bo widzicie, ludzie tak wiele razy go ranili, odpychali, deptali jego zaufanie, że biedak o niczym więcej nie marzy, jak tylko zaszyć się z dala od cywilizacji, z dala od śmierdzących asfaltem dróg i ryczących klaksonów ciężarówek; z dala od dokuczliwych sąsiadów, z dala od kłótni bliskich i dalekich, z dala od całego tego balastu jakim jest współczesny świat. Czujecie się czasem zmęczeni? Mam na myśli "zmęczenie" życiem? Otaczającą was rzeczywistością? Jeśli tak, zrozumiałym jest zapewne, że wielu z nas marzy, aby wszystko rzucić i po prostu pójść przed siebie, tam, gdzie chora na żądzę władzy i pieniądza socjeta jeszcze nie postawiła swej brudnej stopy; gdzie można spotkać wilka i rysia, gdzie nad głową przeleci sokół lub orzeł, gdzie dumny pan niedźwiedź kładzie się do gawry a pan bóbr ścina drzewa na budowę nowego domu. Gdzie na każdym kroku pachnie nam ściółka z szyszek, butwiejących liści, gdzie za kołnierz skapuje kropelka słodkiej i ożywczej rosy; gdzie wciąż można usłyszeć zaśpiew wiatru tańczącego w koronach drzew i spadającego w radosnym pląsie na krystaliczną taflę jeziora, a poszum leśnego strumyka, łagodzi nerwy lepiej niż sto butelek waleriany. Gdzie jeśli nie w takiej krainie, Karelii, należałoby szukać Babci Jadzi?
Zanim opowiem w paru słowach o Wyspach Sołowieckich i samej Karelii, które są tematem dzisiejszego wpisu, musicie wiedzieć dlaczego skupiłam na nich swą uwagę. Miałam któregoś dnia sen. Siedziałam w białej łódce z opuszczonym żaglem, podczas gdy spokojny wiaterek pchał mnie ku brzegowi, takiemu jak na zdjęciu powyżej. Kiedy w końcu doń przybiłam, ujrzałam przed sobą wysoką, kamienną budowlę. W pierwszej chwili się przeraziłam, naokoło panowała grobowa cisza, ani żywego ducha, nawet ptaki zamilkły. Przekroczyłam bramę tego pałacu? zamku? najpewniej było to jakieś grodzisko i przechodząc przez dziedziniec lustrowałam wzrokiem każdy detal. Drewniane i bardzo wysokie drzwi, jakby wydłubane dla olbrzyma, drewniane okiennice, dziwnie zarośnięte przez bluszcz, w niektórych miejscach dziurawe, spękane, i kiedy tak przeszłam od jednego końca do drugiego tę grobową scenerię, nagle zatrzymał mnie jakiś szept. Obejrzałam się, ale nikogo nie dostrzegłam. Usłyszałam za to po raz drugi dziwny dźwięk... jakby: trzepot ptasich skrzydeł. Co najmniej piętnaście lat temu, przydarzyła mi się rzecz dziwna. Będąc na spacerze, na polanie, usłyszałam nad sobą ten sam trzepot. Uniosłam głowę do góry i ujrzałam białego (jak z hodowli) gołębia. Przez chwilę trwał nade mną, uderzając tylko skrzydłami, słowo honoru że trwał w miejscu, ale mnie coś podkusiło i obejrzałam się za siebie (może po to, aby sprawdzić, czy jestem sama, czy tylko ja to widzę?). Kiedy znów spojrzałam do góry, gołębia już tam nie było. Minęły dosłownie trzy sekundy, wokół nie było ani jednego drzewa czy krzaka, aby to w ich liściach mógł się skryć; gdyby też odleciał gdzieś dalej, jego zarys wciąż byłby dla mnie widoczny. Teraz, kiedy przyśnił mi się, poczułam zadawniony niepokój...
Ale tym razem, to nie ptak liczy się najbardziej, tylko otoczenie, w którym go dostrzegłam. Mówi wam coś nazwa -
Karelia? Mieści się ona w północnej części Europy, dokładnie między Morzem Białym a Finlandią. Jest to śródlądowa odnoga Oceanu Arktycznego, o powierzchni ok. 90 tyś. km/2, rozciągająca się pomiędzy półwyspami: Kolskim i Kanim. Prawie 50% tego obszaru to lasy a 1/4 - to wody. Mnie jednak najbardziej interesują wyspy tej niesamowitej krainy, która przez jej mieszkańców jest nazywana: "Krainą Pieśni". Na odcinku między Petersburgiem a Murmańskiem, trasa karelska wiedzie przez 950 km, co jest tym wspanialsze, iż po obu stronach drogi przez cały czas mija się lasy, bagna i torfowiska - iście dziewiczy krajobraz. To właśnie w taki plener przeniósł mnie sen, w nim to ujrzałam prastarą cerkiew, to dzięki temu snu zaczęłam wpatrywać się w mapę Rosji i w końcu znalazłam tę krainę.
Wyspy Sołowieckie kojarzą mi się z Ziemiomorzem Ursuli le Guin, jeśli czytaliście, będziecie wiedzieć o czym mówię. Patrząc na ten dziewiczy pas przyrody z lotu ptaka, można odnieść wrażenie, że cały świat wygląda w ten sposób, że nie trzeba już donikąd się spieszyć, że teraz wystarczy być. Jest jeszcze inna ciekawa rzecz związana z Karelią, a mianowicie, skacząc po necie, wystukując z nudów kombinacje dziwnych liczb i liter, za którymś razem przy wpisaniu mojej daty urodzin, wyskoczył mi
Monastyr Sołowiecki. Ciekawe, prawda?
Pierwszym mnichem, który ok. 1429r. znalazł schronienie na tych wyspach, był Sawwatij, który według podań, szukał odosobnienia po śmierci swego mentora, Cyryla Biełozierskiego. Jednak sam klasztor, udało się postawić dopiero siedem lat później; dokonał tego mnich Zosima i to On jest najczęściej wspominany w kronikach. Musicie wiedzieć, że owe Wyspy, składają się z aż sześciu sporych rozmiarów wysepek, z których największa jest "Wielka Wyspa Sołowiecka" - stąd ta nazwa. W rzeczywistości jednak, nie jest ona wielka... Prawdę mówiąc można ją spokojnie przejść na piechotę, ciesząc oko widokami. Jednak tylko ona ma połączenie komunikacyjne ze stałym lądem, tylko z niej można przedostać się na pozostałe pięć wysp. Potocznie mówi się na Wyspy: "Sołowki". Najłatwiej można dostać się do nich przez Archangielsk, nie dziwią więc skojarzenia, że jest to święte miejsce, do którego onegdaj zstępowały anioły.
W wyniku wielu historycznych perturbacji Monastyr co rusz wpadał w inne ręce, by dopiero w drugiej połowie XVI wieku doczekać się znaczącej rozbudowy. Wtedy też uzyskał kamienne świątynie, takie jak w moim śnie, uzyskał też silną pozycję ekonomiczną a nawet własną flotę. Wszystko to za rządów igumena Filipa (bojarzyna Fiodora Kołyczewa; lata 1548-1566). Sam Iwan Groźny miał go powołać na tron metropolity moskiewskiego (1566r.) za zasługi. Niestety fortuna kołem się toczy i po ponad 18 latach ciężkiej pracy, Filip nie tylko został pozbawiony swego urzędu, ale i życia. Historia jednak nie raz zahaczała o mury tego świętego na cały kraj Monastyru. Podobnie jak Jasna Góra, musiał on stawić czoło Szwedom, ale także swoim pobratymcom, podczas słynnej Wojny Krymskiej. Za pierwszym razem, Monastyr bronił się osiem lat; podczas Wojny Krymskiej, spadło nań ponad 2 tyś. pocisków podczas 9 godzinnej kanonady angielskiej fregaty (1854r.), ale zrządzeniem losu nikt nie zginął, nie naruszono też budowli, co do dzisiaj uznawane jest za cud! Po raz kolejny jednak fortuna zagrała sobie na nosie Rosjan, z miejsca świętego czyniąc po Rewolucji Październikowej tzw. Obóz Specjalnego Przeznaczenia, w skrócie "SLON". Przed dwadzieścia lat, przewinęło się przezeń setki tysięcy więźniów, wielu do dzisiaj spoczywa w bezimiennych mogiłach. Czyżby natura domagała się równowagi? W takim wypadku nie dziwi, gdy miejsca święte na całym świecie są siedliskiem czegoś przeciwnego niż dobro.
Pozostałe wyspy to: (bo bym zapomniała ;)
- Anzerska – 47 km²
- Wielka Muksałma – 17 km²
- Mała Muksałma – 0,57 km²
- Wielka Zajęcza – 1,25 km²
- Mała Zajęcza – 1,02 km²
W roku 1992 zespół historyczny, kulturalny i naturalny tych wysp został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, ale po prawdzie najczęstszymi wizytatorami tych stron są podstarzali Finowie o wyglądzie Wikingów, których przyciąga nie tylko piękno przyrody, ale zwłaszcza cena alkoholu serwowanego w okolicznych zajazdach i hotelikach. Przeczytałam gdzieś ostatnio, że Finowie mają taki sam sentyment do tych stron, jak Niemcy do naszych Mazur. Wszystko przez to, że w 1811 roku przez krótki czas Karelia wchodziła w skład Wielkiego Księstwa Finlandii... Według legend Monastyr Sołowiecki miał skrywać wielkie skarby, ale w końcu XVIII w. kiedy rozbudowa klasztoru w zasadzie ustała, wszelkie skarby i drogocenności, które przez wieki gromadził klasztor, przepadły. W nocy z 25 na 26 maja 1923r. klasztor dotkliwie ucierpiał od ognia. Jest to tym smutniejsze, iż stale kojarzy mi się z polską Jasną Górą. Każdy z was przecież wie, jakie tam spoczywają skarby. Niemniej sama Karelia jest wielkim skarbem*, o czym nie trzeba nikogo przekonywać.
Drugim co do wielkości jeziorem w Europie, zaraz po Ładodze, jest Onega. Według przekazów i sporej części przewodników rosyjskich, Karelia zawiera w sobie ok. 40 tysięcy jezior, ale... z lekkim przymrużeniem oka należy do tego podchodzić, gdyż większość ze sporej liczby zbiorników wodnych, to sztucznie stworzone stawy rybne. Nie to, co Onega. Ona jest prawdziwą perłą w koronie. Wśród mieszkańców Karelii większość stanowią Rosjanie (70%), lecz mieszkają tam też rdzenni Karelowie (wymowa: Kar'ałaset), należący do bałtycko-fińskiej grupy ludów ugrofińskich, a zatem są bardziej spokrewnieni z Finami aniżeli Rosjanami. Przybyli oni w te strony w VIII w., pierwsze o nich wzmianki znajdują się na kartach skandynawskich sag, ale i w ruskich latopisach z XI w. pod nazwą "Korieła". Część z Karelów, jeszcze pod panowaniem Fińskim, przyjęła katolicyzm, ale wyznają też prawosławie i luteranizm. Różnie to bywa... Dziś szacuje się ich populację na 70 tysięcy osób. Język karelski jest językiem literackim, datowanym na XIII w.
(Scena z eposu Kalevala)
Folklor karelski obejmuje stare pieśni epickie (tzw.
Runy), których wykonywaniu towarzyszył akompaniament w postaci gry na lokalnym szarpanym instrumencie. Oparty na tradycyjnych, wspólnych dla Finów i Karelów runach, fińsko-karelski epos
Kalevala został w znacznej części spisany właśnie wśród Karelów, zamieszkujących okolice osady Uchta (obecnie Kalewała) w północnej Karelii. Dzięki słynnemu zesłańcowi, poecie Fiodorowi Nikołajewiczowi Glince (1786-1880), epos ten został przełożony na rosyjski i dzięki temu przetrwał. Szkoda by było, aby najstarszy przejaw twórczości ludowej na świecie zanikł wraz z ostatnim pamiętającym jego wersy pieśniarzem. Poza runami szeroko rozpowszechnione były także inne rodzaje twórczości: pieśni liryczne, obrzędowe (np. ślubne) i in., a także zawodzenia, zaklęcia, bajki (zwykle o zwierzętach), przysłowia, zagadki itp. W XIX w. pojawiły się rymowane piosenki i utwory nawiązujące formą do rosyjskich czastuszek. W Karelii środkowej od dawna wykonywano też fińskie pieśni chóralne, zwykle o żartobliwej treści oraz pieśni o treści miłosnej.
Charakterystyczną cechę karelskiego krajobrazu stanowią tzw. labirynty - tajemnicze spirale ułożone z kamieni o niewiadomym przeznaczeniu (są to najprawdopodobniej pozostałości po pogańskim kulcie z I tyś. p.n.e.). Inne podobne pamiątki po dawno minionych czasach, to tzw. sejdy (w języku Saamów - "święty kamień"; czyli kamienne idole związane z kulturą ludu Saamów (Lapończyków), który również zasiedla ten region. Kolejnym tajemniczym zabytkiem epoki przed historycznej są petroglify, czyli rysunki naskalne wyobrażające zwierzęta, ludzi, łódki oraz nieodszyfrowane znaki o symbolice być może solarno-lunarnej. Można je spotkać na wschodnim wybrzeżu Onegi, nad rzeką Wyg, w pobliżu Biełomorska. Ważne również nie tylko dla Karelii ale i całej Rosji są tzw. byliny (inna nazwa to "Starina"), staroruska epicka opowieść, opiewająca czyny bohaterów epoki Średniowiecza. Jako że nazwa ta pochodzi od ros. słowa "byl", oznacza historię prawdziwą, w przeciwieństwie do eposów mitycznych.
I na tym dzisiaj poprzestanę, jako że o Karelii można by pisać i pisać, i jeszcze nie napisałoby się wszystkiego. Ja w każdym razie mam teraz konkretny zamiar odwiedzenia tamtych stron, wpierw jednak zacznę od wyszukania na jej temat ciekawych książek. Jest to bowiem serce pieśni ludowych, legend, pogańskich kultów i ścierających się ze sobą ludów, krain. Miejsce przecięcia dla ich wędrówek, miejsce święte, bez względu na narodowość. Jedno z ostatnich w naszym świecie, które tyle mają w sobie magii i naturalnego piękna. Szkoda, że coraz więcej ich ubywa, że ludzie przestają śnić i marzyć.
Polecam na koniec prześliczną rosyjską czastuszkę
Zury Pirveli. Jedna z moich ulubionych, bardzo liryczna. Niestety nie znam rosyjskiego, aby ją przetłumaczyć, może Aria któregoś dnia pomoże ;)